Włodzimierz Korsak, Słuchaj,
Słuchaj! Gdy po raz trzeci zaskrzeczą żurawie
Czas już gasić ognisko i spieszyć do kniei.
Iść wówczas trzeba wolno i słuchać ciekawie
By jak najprędzej stanąć u szczęścia wierzei.
Już głuszec się odezwał, drugi się obudził
Wstrząsnął sosny gałęzią, aż igliwie leci.
Wnet też będzie klapaniem miłosny żar studził,
Jeszcze chwila, gdzieś w głębi zatokował trzeci.
Blada jutrznia zajęła już teraz pół nieba,
Gwiazdy bledną gdzieś w dali, puchacz pohukuje.
Do którego to głuszca wpierw podchodzić trzeba?
Brak decyzji wszak często łowy nasze psuje.
Lotem równym, przeciągłym słonka równo płynie,
Chrapie głośno, trzykrotnie górą cień jej mruga.
Kozioł szczeknął raz, drugi w nadbrzeżnej gęstwinie
Kędy w łozach pachnących przewija się struga.
Ostrożnie, w rytmie pieśni podchodzisz do drzewa,
Skąd czar niezwykły płynie do głębi twej duszy?
W koronie gęstej sosny twój głuszec tam śpiewa,
I wachlarz swój rozkłada, pióra szyi puszy.
Już widzisz go dokładnie, pięknego jak zjawa,
Na tle żółtego nieba w gali promienistej.
Radość niespożyta twe serce napawa
Jak szczyt górski w oddechu atmosfery czystej.
Oparłeś się o drzewo i stoisz wsłuchany
W muzykę wiosny cudnej, wiecznie wracającej,
Przebiegasz tęskną myślą skarbiec nieprzebrany
Melodii ukochanej stale pulsującej
Sam nie wiesz, co tu więcej podziwiać należy,
Czy to, co oko twoje potrafi ułowić,
Czy cichą mowę leśną na samej rubieży
Tego, co tylko duch twój może uzmysłowić.
I strzelać go nie będziesz, ptaka kochanego,
Niech śpiewa sobie dalej swoją pieśń miłosną.
niech używa swobody uroku wiecznego,
Zanim na dnie instynktu namiętności posną.
Odejdziesz sobie cicho ducha puszczy szukać,
Do drzwi dla cię otwartych wszędzie - z lekka pukać.
Czas już gasić ognisko i spieszyć do kniei.
Iść wówczas trzeba wolno i słuchać ciekawie
By jak najprędzej stanąć u szczęścia wierzei.
Już głuszec się odezwał, drugi się obudził
Wstrząsnął sosny gałęzią, aż igliwie leci.
Wnet też będzie klapaniem miłosny żar studził,
Jeszcze chwila, gdzieś w głębi zatokował trzeci.
Blada jutrznia zajęła już teraz pół nieba,
Gwiazdy bledną gdzieś w dali, puchacz pohukuje.
Do którego to głuszca wpierw podchodzić trzeba?
Brak decyzji wszak często łowy nasze psuje.
Lotem równym, przeciągłym słonka równo płynie,
Chrapie głośno, trzykrotnie górą cień jej mruga.
Kozioł szczeknął raz, drugi w nadbrzeżnej gęstwinie
Kędy w łozach pachnących przewija się struga.
Ostrożnie, w rytmie pieśni podchodzisz do drzewa,
Skąd czar niezwykły płynie do głębi twej duszy?
W koronie gęstej sosny twój głuszec tam śpiewa,
I wachlarz swój rozkłada, pióra szyi puszy.
Już widzisz go dokładnie, pięknego jak zjawa,
Na tle żółtego nieba w gali promienistej.
Radość niespożyta twe serce napawa
Jak szczyt górski w oddechu atmosfery czystej.
Oparłeś się o drzewo i stoisz wsłuchany
W muzykę wiosny cudnej, wiecznie wracającej,
Przebiegasz tęskną myślą skarbiec nieprzebrany
Melodii ukochanej stale pulsującej
Sam nie wiesz, co tu więcej podziwiać należy,
Czy to, co oko twoje potrafi ułowić,
Czy cichą mowę leśną na samej rubieży
Tego, co tylko duch twój może uzmysłowić.
I strzelać go nie będziesz, ptaka kochanego,
Niech śpiewa sobie dalej swoją pieśń miłosną.
niech używa swobody uroku wiecznego,
Zanim na dnie instynktu namiętności posną.
Odejdziesz sobie cicho ducha puszczy szukać,
Do drzwi dla cię otwartych wszędzie - z lekka pukać.