Jerzy Harasymowicz -Powrót do kraju łagodności, 1957
Borsuk jesiennych pól, czarne pasy orek, siwe ścierniska,
coraz głębiej się chowa w norę mroku pod lasem.
Nad kowadłem wzlatuje już pierwsza gwiazdka jak iskra
pod miarowo bijącym w pomost baszty obcasem.
Mimo woli niepokoją w bezszelestnych pląsach, w czerwonych dąsach,
na stromiźnie dachu katedry dwa diabełki oswojone.
Ach, kiedyż nasi wrócą z łowów, tam jest tyle żubrów o karkach
niby góry, na których szczycie rogi jak dwie sosenki karłowate, zakrzywione.
Lecz wtem kurze jakieś, ach, nasi jadą, Hubert na czele.
Na jeźdźcach jedwabne lilie jak strażnicy rajscy w spiczastych
czapach idący po świętego, co chrapie za chórem.
Koniom całym w bieli kap tylko oczy czernieją, jak kobietom Wschodu,
i tak one na żółtych biegunach pagórków kłusują za murem.
Lecz już z gęstej brody bluszczu wysuwa się zwodzonego mostku czerwony języczek,
by zaraz po wjeździe mych dworzan schować się na złość ciemnościom.
Rozjaśniam się, polowanie się udało, znaleziono chorego zajączka,
on płynie w powietrzu za orszakiem, przez kruka w węzełku niesiony z miłością.
coraz głębiej się chowa w norę mroku pod lasem.
Nad kowadłem wzlatuje już pierwsza gwiazdka jak iskra
pod miarowo bijącym w pomost baszty obcasem.
Mimo woli niepokoją w bezszelestnych pląsach, w czerwonych dąsach,
na stromiźnie dachu katedry dwa diabełki oswojone.
Ach, kiedyż nasi wrócą z łowów, tam jest tyle żubrów o karkach
niby góry, na których szczycie rogi jak dwie sosenki karłowate, zakrzywione.
Lecz wtem kurze jakieś, ach, nasi jadą, Hubert na czele.
Na jeźdźcach jedwabne lilie jak strażnicy rajscy w spiczastych
czapach idący po świętego, co chrapie za chórem.
Koniom całym w bieli kap tylko oczy czernieją, jak kobietom Wschodu,
i tak one na żółtych biegunach pagórków kłusują za murem.
Lecz już z gęstej brody bluszczu wysuwa się zwodzonego mostku czerwony języczek,
by zaraz po wjeździe mych dworzan schować się na złość ciemnościom.
Rozjaśniam się, polowanie się udało, znaleziono chorego zajączka,
on płynie w powietrzu za orszakiem, przez kruka w węzełku niesiony z miłością.