Aktualności
Trochę z historii i tradycji łowiectwa
2011-08-05
(wg materiałów zamieszczonych w Łowcu Polskim i Newsweeku)
Pomijając zamierzchłe epoki (kiedy to Puszcza szumiała od ptactwa i zwierza i z Bogiem nie było przymierza a zwierzyna stanowiła własność niczyją - res nullius, a łowiska nie znały granic), a skupiając się wyłącznie na czasach nowożytnych, kiedy kończy się okres łowów swobodnych, historia i tradycje polskiego łowiectwa stanowią piękne i niezwykle wartościowe dziedzictwo naszej kultury. Począwszy od wczesnego Średniowiecza i panującego w nim ustroju feudalnego, a skończywszy na czasach współczesnych. W okresie Średniowiecza panował monopol łowiecki panującego Bolesław Chrobry wprowadza pierwsze ograniczenia prawa do polowania tzw. regale łowieckie. Na obszarze całego państwa miał prawo polować jedynie panujący i jego rodzina. Monopolem objęta była zwierzyna gruba: tury, żubry, niedźwiedzie, łosie, jelenie, dziki, rysie i dzikie konie, a także bobry (tzw. wielkie łowy - venatio magna). Sarny zaliczono do zwierzyny grubej dopiero w XIV wieku. Na drobną zwierzynę i ptactwo (tzw. małe łowy - venatio parva) jak sarny, zające, lisy, cietrzewie, kuropatwy, przepiórki i kwiczoły wolno było polować każdemu.
Z monopolu łowieckiego panującego, wynikał podział na wielkie polowanie, które obejmowało zwierzynę zarezerwowaną dla Księcia i małe polowanie - na zwierzynę drobną dostępną dla "kmieci". Fakt istnienia monopolu łowieckiego pociągał za sobą konieczność utrzymania i zorganizowania dużej liczby ludzi, traktowanych jako służbę łowiecką, na czele której od XIII wieku stał łowczy nadworny, niższym szczeblem był łowczy zarządzający dzielnicą kraju i dalej w dół rozwinęła się hierarchia służb łowieckich. Łowczy miał do dyspozycji całe zastępy strzelców, dojeżdżaczy, szczwaczy, stanowniczych, sokolników, osaczników itd., itp. Z polowaniami były także związane liczne obowiązki nakładane na ludność, takie jak obowiązek zapewniania polującym kwaterunku, koni, opiekowanie się zwierzyną, tropienie, opieka nad gniazdami sokołów itd. Z obowiązkami łowieckimi były także związane zwolnienia - jako forma nagradzania i przywilejów. Polowanie w tych czasach to przede wszystkim polowanie konno, używano powszechnie sokołów do polowań na zwierzynę drobną i ptactwo, oraz nieodłącznego i niezastąpionego towarzysza łowów człowieka-psa. W późniejszych wiekach łowiectwo nie traciło na swoim znaczeniu, choć oczywiście wiele zależało od osobistych zainteresowań władców. Byli tacy, którzy ukochali łowy i tacy, którzy traktowali je wyłącznie jako obowiązki wynikające z faktu wykonywania władzy. Faktem jednak jest, iż łowy poprzedzały wielkie wojny, jako sposób zaopatrywania wojsk w żywność, na łowach spotykali się możni ówczesnego świata i tam prowadzili polityczne dysputy dotyczące jego przyszłości. Do wynaturzeń w pojęciu polowania i łowiectwa doszło za panowania Augusta II Mocnego, w czym naśladowali króla możnowładcy.
W okresie panowania Piastów, Jagiellonów, a także dwóch spośród królów elekcyjnych Stefana Batorego i Jana III Sobieskiego, możemy mówić o trzech nurtach polskiego łowiectwa: pierwszy - rycersko-książęcy, drugi - ziemiański i trzeci - kmiecy.
Dla Jagiełły knieja była lekarstwem na wszystko. Jeżeli chandra go dopadała, uciekał do lasu” – opisuje w książce „Łowy władców Polski” Bronisław Sałuda. W tamtych czasach polowanie stanowiło sport więcej niż ekstremalny. Król i zwykle niewielka świta zasadzali się na niedźwiedzia lub tura uzbrojeni jedynie w topory i oszczepy. To, że ktoś ginął podczas łowów, rozszarpany przez dzikie zwierzę, nie należało do rzadkości. Ale wielkie ryzyko i ewentualne sukcesy myśliwskie przynosiły rozładowanie emocji. Poza tym monarcha mógł udowodnić czynami odwagę i zaprezentować męską krzepę, zdobywając szacunek poddanych. Las miał jeszcze jedną zaletę – stanowił świetną kryjówkę dla tych, którzy nie mieli ochoty na pełnienie obowiązków służbowych. Kiedy Jagiełło po śmierci królowej Jadwigi z powodów politycznych musiał ożenić się z brzydką księżniczką Anną Cylejską, natychmiast po weselu wybrał się na łowy trwające kilka miesięcy. Ale gdy pogodził się z losem, z werwą wrócił do polityki i rzucił wyzwanie zakonowi krzyżackiemu. Nie inaczej odreagowywał stres Kazimierz Jagiellończyk. Syn Jagiełły, mimo że podczas łowów przeżył cztery zamachy na życie, przeprowadzone przez spiskowców sponsorowanych przez Moskwę, nigdy nie porzucił ulubionego hobby. Gdy na niwie politycznej coś toczyło się nie po jego myśli, po prostu od poddanych uciekał do lasu. „Tamże się u Wigrów i w knyszyńskich puszczach ustawicznie łowami bawił, opuściwszy i porzuciwszy sprawy koronne, dlatego wielkie rozboje i okrutne swawoleństwo w Polszcze urosły” – żalił się w „Kronice Polskiej, Litewskiej, Żmudzkiej i wszystkiej Rusi” Maciej Stryjkowski.
Zaś Marcin Kromer dodawał, iż: „Król w Litwie ustawicznie tylko poluje, a spraw Korony polskiej nie przestrzega”. Kiedy zaś poddani, czując się porzuceni przez władcę, wpadali w panikę, Kazimierz Jagiellończyk wracał do polityki i skutecznie osiągał wyznaczone cele. Dość przypomnieć, że po 13 latach doprowadził wojnę z zakonem krzyżackim o Pomorze Gdańskie i Prusy do zwycięskiego końca. Wyczucia, jak łączyć łowy z polityką, nie miał już Zygmunt Stary. Myślistwo traktował początkowo jak zabawę, co przynosiło fatalne efekty. Dla rozrywki dworu w 1525 roku przywieziono z Litwy do Niepołomic olbrzymiego niedźwiedzia w klatce. Polowania urządzono w małym lasku, a z konia przyglądała się temu królowa Bona. Gdy na rozkaz króla wypuszczono niedźwiedzia z klatki i poszczuto psami, zwierz zamiast uciekać, zaatakował prześladowców. „Gabryel Tarło, Krajczy naówczas Krakowski, pieszo oszczepem uderzył na niego, ale niedźwiedź wydarłszy mu oszczep z ręki byłby go niezawodnie udusił, gdyby go nie byli myśliwi uratowali” – opisywał Edward Raczyński w wydanych w XIX wieku dziejach Polski. Wówczas zwierzę spłoszyło konia królowej, która „spadła z niego i zaszkodziła sobie, bo była w ciąży, tak że przed czasem porodziła syna, który też niebawem umarł” – dodawał Raczyński. Na koniec zwierzę zaatakowało rumaka dosiadanego przez Stańczyka, ale ten w ostatniej chwili umknął przed niebezpieczeństwem. Potem Zygmunt Stary czynił słudze wyrzuty, że nie bronił królowej. „Sprawiłeś się dziś nie jako rycerz, ale jako błazen” – powiedział. Stańczyk na to odparł: „Ja nie wiem, kto większy błazen, czy ten, kto dzikiego zwierza mając na łańcuchu, puszcza go na ludzi, czy ten, co się przed nim chroni”.
Po tak przykrych doświadczeniach Zygmunt Stary zajął się polowaniami w sposób systemowy. Kodyfikując dla Wielkiego Księstwa Litewskiego prawo cywilne i karne, cały rozdział w tzw. pierwszym statucie litewskim poświęcił użytkowaniu lasów i łowom. Zabraniał on m.in. polowania na cudzych gruntach (w lasach królewskich mogli to robić tylko władcy), a jeśli ktoś tego nie przestrzegał i pojmano go „nad zwierzem ubitym w cudzej puszczy, wtedy ma wiedzion być do urzędu, a z urzędu ma być na śmierć skazany jako inni złodzieje” – nakazywało prawo. Choć zmieniały się czasy i obyczaje, to zwyczaj urządzania polowań okazywał się niezmiennie przydatny. Dzięki niemu Zygmunt August mógł długo ukrywać swój romans z Barbarą Radziwiłłówną. Oficjalnie w 1546 roku władca przebywał na łowach w litewskich puszczach przez 223 dni. I nikt się nie doliczył, ile czasu poświęcił na tropienie zwierzyny, a ile na schadzki z ukochaną.
Zaś Marcin Kromer dodawał, iż: „Król w Litwie ustawicznie tylko poluje, a spraw Korony polskiej nie przestrzega”. Kiedy zaś poddani, czując się porzuceni przez władcę, wpadali w panikę, Kazimierz Jagiellończyk wracał do polityki i skutecznie osiągał wyznaczone cele. Dość przypomnieć, że po 13 latach doprowadził wojnę z zakonem krzyżackim o Pomorze Gdańskie i Prusy do zwycięskiego końca. Wyczucia, jak łączyć łowy z polityką, nie miał już Zygmunt Stary. Myślistwo traktował początkowo jak zabawę, co przynosiło fatalne efekty. Dla rozrywki dworu w 1525 roku przywieziono z Litwy do Niepołomic olbrzymiego niedźwiedzia w klatce. Polowania urządzono w małym lasku, a z konia przyglądała się temu królowa Bona. Gdy na rozkaz króla wypuszczono niedźwiedzia z klatki i poszczuto psami, zwierz zamiast uciekać, zaatakował prześladowców. „Gabryel Tarło, Krajczy naówczas Krakowski, pieszo oszczepem uderzył na niego, ale niedźwiedź wydarłszy mu oszczep z ręki byłby go niezawodnie udusił, gdyby go nie byli myśliwi uratowali” – opisywał Edward Raczyński w wydanych w XIX wieku dziejach Polski. Wówczas zwierzę spłoszyło konia królowej, która „spadła z niego i zaszkodziła sobie, bo była w ciąży, tak że przed czasem porodziła syna, który też niebawem umarł” – dodawał Raczyński. Na koniec zwierzę zaatakowało rumaka dosiadanego przez Stańczyka, ale ten w ostatniej chwili umknął przed niebezpieczeństwem. Potem Zygmunt Stary czynił słudze wyrzuty, że nie bronił królowej. „Sprawiłeś się dziś nie jako rycerz, ale jako błazen” – powiedział. Stańczyk na to odparł: „Ja nie wiem, kto większy błazen, czy ten, kto dzikiego zwierza mając na łańcuchu, puszcza go na ludzi, czy ten, co się przed nim chroni”.
Po tak przykrych doświadczeniach Zygmunt Stary zajął się polowaniami w sposób systemowy. Kodyfikując dla Wielkiego Księstwa Litewskiego prawo cywilne i karne, cały rozdział w tzw. pierwszym statucie litewskim poświęcił użytkowaniu lasów i łowom. Zabraniał on m.in. polowania na cudzych gruntach (w lasach królewskich mogli to robić tylko władcy), a jeśli ktoś tego nie przestrzegał i pojmano go „nad zwierzem ubitym w cudzej puszczy, wtedy ma wiedzion być do urzędu, a z urzędu ma być na śmierć skazany jako inni złodzieje” – nakazywało prawo. Choć zmieniały się czasy i obyczaje, to zwyczaj urządzania polowań okazywał się niezmiennie przydatny. Dzięki niemu Zygmunt August mógł długo ukrywać swój romans z Barbarą Radziwiłłówną. Oficjalnie w 1546 roku władca przebywał na łowach w litewskich puszczach przez 223 dni. I nikt się nie doliczył, ile czasu poświęcił na tropienie zwierzyny, a ile na schadzki z ukochaną.
Dużo większym pragmatyzmem wykazywał się Jan Sobieski. Gdy zakochał się w Marii d’Arquien, podbijał serce wybranki tym, co sam upolował. Jesienią 1666 roku w liście do Marysieńki donosił: „Na wór dla ogrzania ślicznych nóżek Wci serca mego posyłam wilczych ogonów samych błam, w których włożyłoby się sto takich nóżek, jak u Wci serca mego”. Po kilkunastu latach małżeństwa puszcza okazywała się równie przydatnym miejscem. Kiedy jesienią 1681 roku król w liście informował małżonkę, że wyjeżdża na miesiąc polować, to zastrzegał, że będzie czuć „tęskność jedyna do samej osoby Wci (serca mego)”. Potem zaś w kolejnych pismach chwalił się sukcesami, donosząc: „Jeszcześmy wszystkiego nie porachowali, a już liczymy 9 miedźwiedzi a 10 dzików, tak małych, jako wielkich. Wymyślić, nie tylko wypowiedzieć jest rzecz niepodobna, takiej uciechy”. W roku 1672 książe Jerzy IV Wilhelm (ostatni męski potomek dynastii Piastów) zakłada pierwszy w Europie zakon myśliwski - Zakon Kawalerów Orderu Złotego Jelenia.
Drugi nurt - ziemiański - najlepiej scharakteryzował Jakub Haur, autor Ekonomiki Ziemiańskiej wydanej w 1675 roku. Pisał on
".... żeby nie zaniedbać myślistwa, które zwykło trojaki czynić pożytek;
Pierwszy, że zdrowia dodaje, z głowy wypędza melankolię, czerstwym czyni.
Drugi pożytek, że zwierzynę dla śpiżarni i że skór przysposabia.
Trzeci, że wilka szkodliwego (który wyplenia trzody różnego bydła i drób folwarczny) nie tylko myśliwska trąba, ale i owe wyżłów i ogarów głosy (któremi się każdy myśliwiec cieszy) wilka przenikają i nabawiają strachu, charcia także pogoń daleko go od dziedzińca wystrasza.
Zmiany i reformy wprowadzono w 1775 roku. Uzależniono wtedy polowanie od posiadania własnych terenów i bezwzględnie nakazano poszanowanie cudzej własności. Wtedy też pojawia się jeszcze nie w prawie, ale już w mentalności i umysłach co światlejszych łowców konieczność ochrony zwierzyny.
Po trzecim rozbiorze w 1795 roku Rzeczpospolita została aż do roku 1918 wymazana z mapy Europy. Myśliwi w tym czasie stali się jednym z bastionów polskości. Zmiany w stosunkach łowieckich zaczynają się już w XIX wieku. W 1820 roku ukazuje się „Sylwan” - dziennik nauk leśnych i myśliwych, zaczyna się okres rozwoju piśmiennictwa, powstają podręczniki i monografię łowieckie. W związku z zaborami różnie układa się prawodawstwo i rozwój łowiectwa. Jest on ściśle uzależniony od przepisów i norm panujących w poszczególnych zaborach. Niemal zawsze jednak, powstające organizacje, towarzystwa myśliwskie itp. , są ściśle związane z działalnością patriotyczną, a najsilniej ze względu na swobody polityczne. Ruch ten rozwija się na terenie zaboru austriackiego. Organizacje ustalają przepisy łowieckie, których przestrzeganie staje się obowiązkiem myśliwych, a nie przestrzeganie wiąże się z karami pieniężnymi przeznaczanymi na hodowlę zwierzyny. Zdecydowanie najwięcej problemów z kłusownictwem i brakiem uregulowań prawnych dotyczących łowiectwa miało miejsce w zaborze rosyjskim. Po uzyskaniu przez Polskę niepodległości, już w 1919 roku powstaje projekt ustawy łowieckiej. Powstają związki i organizacje myśliwskie. Jednak na prawdziwą ustawę łowiecką przyszło poczekać do roku 1927. Polowanie w dalszym ciągu było związane z prawem własności do gruntu, ale wymagało aby właściciele gruntów łączyli je ze sobą i tworzyli spółki łowieckie, a do wykonywania polowania niezbędna była karta łowiecka. Zabroniono polowań na żubry, bobry, kozice, samice i cielęta łosia, daniela, jelenia, sarny kozy i koźlęta, niedźwiedzia z przychówkiem itd. Dużym wydarzeniem tamtych czasów była wystawa łowiecka w 1927 roku we Lwowie, towarzyszyła jej także wystawa psów rasowych. Następował olbrzymi rozwój łowiectwa w Polsce. Powstawały liczne organizacje łowieckie, wydawano literaturę o tej tematyce, kwitnie malarstwo i literatura łowiecka. W końcu w 1936 roku nastąpiła ostatnia reorganizacja w wyniku której powstaje Polski Związek Łowiecki. Wieloletnią ,mozolną pracę zmierzającą do podniesienia polskiego łowiectwa do światowego poziomu zniweczyła II wojna światowa. Jednak nawet w okresie wojny, w prywatnych mieszkaniach zbierała się Naczelna Rada Łowiecka i trwały prace na przygotowaniem powojennych ustaw i innych uregulowań prawnych zmierzających do restytucji polskiego łowiectwa. Straty poniesione w wyniku II wojny światowej przez polskie łowiectwo były ogromne. Straciło życie wielu doskonałych fachowców-myśliwych, strzelców sportowych, działaczy sercem i duszą oddanych łowiectwu. Prócz tego ponieśliśmy ogromne straty jeśli chodzi o zwierzynę, psy myśliwskie, zabytkową broń i trofea łowieckie. Pomimo to polskie łowiectwo stanęło na nogi.
Komentarze