Sprawdź pocztę
Kujawskie Koło łowieckie nr 52 w Inowrocławiu
Kujawskie Koło łowieckie nr 52 w Inowrocławiu
powrót

Kazimierz Przerwa Tetmajer - Na polowaniu w górach

Las biały, cichy, ciemny - tylko gdzie gąszcz rzedsza.
widzi się, ponad głową kopułę powietrza
zamroczną, spokojną i cichą w sobie,
jak gdyby była wiekiem ogromnym na grobie.

 
Las biały, cichy, ciemny - tymczasem tam w dali
ziemia wre, świat się krwawo płomieni i pali
i zda się, tu, w tę puszczę zimową, daleką,
z dala się jęki, płacze, klątwy ludzkie wleką
i obawia się oko, że nagle nad lasem
zawisną jako tęcza ciężka krwawym pasem...

 
Las biały, cichy, ciemny pod śnieżyste kopy
znaczą się dzikich capów potracone tropy
i gwizd znienacka powietrze przeszywa
i znów martwota zimna, niema i straszliwa.

 
Wiatr szumi - tam z rozłomów, z śród turni wylata,
zda się: jakaś go mara wypycha skrzydlata
z tumanem śniegu, z kłębem zmrożonej zawiei -
leci i resztę światła zasypuje w kniei
i noc uczynił głuchą... I z podobną mocą
wicher zła oczy nasze zasypuje nocą,
i z podobną wściekłością na czoła się zwala
straszliwie rozszalała nienawiści fala...

 
O słońce! Jasne, wielkie, przepotężne słońce!
Tam, nad globem zawisły twe blaski palące
i czają się w zwichrzonym, zmąconym obłoku
jak krwawych rysiów stado gotowych do skoku!

 
O słońce! oto z ciemni, ponad leśne czoła,
widmo z mieczem w prawicy blasków archanioła
i wznoszącą się ręką, co w chmury uderzy
przetnie ją z hukiem gromów do świata rubieży
i wypuści żar słońca, choćby w jego żarze
ziemia stlała i niebo pękło!...

 
Na obszarze niewysłowiona głusza zimy... echo strzału
wsiąkło w śnieg.. gdzieś od szczytów toczy się pomału
bryła śniegu - wzmaga się, rośnie, już ogromna
leci w przepaść... Myśl za nią leci nieprzytomna
tam w otchłań... W tej otchłani jakieś ciała,
jakaś falanga trupów, czy widmem powstała
i wspina się do góry - wyciągają ręce,
czepiają się krawędzi, pną w śmiertelnej mące
wyżej, wyżej, do góry - krwawe mają oczy,
od śmiertelnych wysiłków krew dłonie im broczy...
jak wysoko do szczytów. Czyli tam wam droga
widma, czy zapomniane, czy sklęte od Boga,
co tam w otchłani, w bezdniach kłębicie się rojem
jak węże, drogę swoją znacząc krwawym znojem?

 
Zdaża się, że pieśń jakaś pieni się potężna
na widnokręgu świata, zionąca zarazą,
pieśń górna, dumna, święta, gorąca i mężna,
pryskająca naokół iskrami wrącemi
i pryskająca ogniem spod młota żelazo
i praca trwa...

 
Dzień zstąpił na krawędzie ziemi
i cicha noc nadeszła... Już gdzieniegdzie świta
gwiazda, jak kwiat, liściami złotymi rozkwita;
błyśnie chwilę i zgaśnie - aż wiatr od zamachu
spędził chmury śniegowe z niebieskiego gmachu
i nastała noc zimna, jasna i milcząca...

 
Wówczas wzrok się otworzył - źrenica widząca
jęła biec w przestrzeń, w przestrzeń - - już wśród gwiazd zawisa
jako jedna z nich, ziemi i światu daleko:
nad nią się nieskończoność i wieczność kołysa,
pod nią się toczy życie nikłą bytu rzeką.

 
Już tam, w górze nie słychać, nie widać jej fali,
tysiąc gwiazd się dokoła złotym światłem pali,
tysiąc gwiazd i milczenie skrzydły puchowemi
otacza wzrok, jak matka... Po cóż tam. do ziemi,
wracasz się, obłąkane na niebiosach oko?

 
Tu jest twoja ojczyzna, wieczna i prawdziwa -
coś ciągnie spod błękitu tam, na dół, głęboko,
gdzie się rozpacz zatacza, gdzie się męka zrywa...